Foliarze na wojnie
Ale ja popadłem w pułapkę, bo sobie obiecałem, że będę śledził losy pandemii nawet po jej odwołaniu (a odwołał kto?), bo uważam, że – wzorem koronawirusa – będzie ona miała długotrwałe skutki i to w innych obszarach niż zdrowotne. I tak trochę chyba mi z tą pisaniną zejdzie.
Ale myślałem, że ta wojna-nie wojna przykryje wszystko i trzeba będzie pisać dalej o koronie, kiedy tu cały świat patrzy na Ukrainę. Ja tam swoje poglądy na to mam, poczekam, aż się burza przetoczy lub rozwinie. Jednak patrzenie jak Putin pogrywa sobie bezkarnie ze wszystkimi, jak uwiązał Europę na niemieckim sznurze gazowym i teraz można mu nagwizdać, to jednak smutny widok.
Ale ja wiedziałem, wiedziałem, jak Boga kocham, że ktoś powiąże kowida z tą wojną-nie wojną. I to z wejściem w zamiennik wojny polsko-polskiej jakim stało się medialne dmuchanie konfliktu koronaentuzjaści kontra koronarealiści, sprzedawanego jako bój racjonalizmu z foliarstwem. Wystarczył dzień jeden i już mamy kwiatuszek. Mój ulubieniec, rzeczywisty naczelny Rzeczpospolitej pan redaktor Michał Szułdzyński. Śledzę pana redaktora od dawna w jego ciągłych zapędach tropienia foliarstwa. Można je określić jako średnio-wysokie stany zaangażowania. Nic nowego tu się nie wnosi – ot jakieś tam przyczynkarskie zawołania do tępienia zabobonów. No, w skrócie przewidywalna nuda.
Z wirusa na Ukrainę
Ale dziś to już wystrzał. Najpierw kontekst. W kowidzie wiele było takich tropicieli, którzy uważali, że antyszczepionkowców (uwaga! na całym świecie) sponsoruje Putin, który kręci foliarzami. Intencje są proste jak droga do kasy w IKEA – podważać akcje szczepienne (które przecież okazało się, że są bez sensu, ale…), by głupia część społeczeństwa, zwątpiła w słuszność drogi „ostatniej prostej”, zakaziła siebie i innych, w końcu wymarła, osłabiając substancję narodową, w tym polską. Co prawda okazało się, że i bez Putina szczepionka nie powstrzymuje transmisji, a w szpitalach leżą głównie zaszczepieni kowidowcy, coraz częściej (vide Szkocja) umierając częściej niż nieszczepieni, czyli ci, którzy dali się uwieść Putinowi. Ja się mu uwieść nie dałem, ale w tym cyrku robię pewnie za pożytecznego idiotę, który nie dość, że uwierzył „zimnemu ruskiemu czekiście”, to jeszcze w naiwności swych postaw roznosi jego miazmaty jako swoje własne przekonania.
Redaktor nas wytropił. Okazało się, że antyszczepionkowcy w sieci, kiedy wirus oklapł (mimo walki Putina by zakażał) to z kwestionowania zasadności szczepień przerzucili się na kwestionowanie potrzeby pomocy… Ukrainie. Tak, to ci sami ludzie, te same fora, trend jest monitorowany. A więc armia putinowskich trolli przerzuciła się obecnie z wirusa na Ukrainę, Ruscy przerzucili wajchę i sprawa się wydała. Tyle pan redaktor, w tym wypadku dziennikarz śledczy.
Mamy do czynienia z reductio at putinum. Jak się ktoś komuś nie podoba, to można go zawsze oskarżyć o związki lub co najmniej inspiracje z ruskimi interesami. Każdego. Co prawda trzeba sięgnąć aż do zdjęć śp. Lecha Kaczyńskiego, by wykazać, że (PiS rzecz jasna) zbrodniczo stał i stoi za Putinem jak robili zdjęcia. Co prawda zdjęcia z przybijaniem piątek Putina i Tuska na miejscu smoleńskiej katastrofy to „niedobra jest”. Ale popatrzmy rozsądnie. Opozycja i przyjaznej jej media siedzą (w co najmniej ideologicznej) kieszeni Niemców. Cały czas wpatrzeni w swych idoli, którzy używają narzędzia, jakim jest UE do utwierdzenia swej dominacji w Europie. Moim zdaniem niemieckie interesy z Rosjanami doprowadziły do sytuacji obecnej, kiedy Putin może zrobić co zechce, zaś za cenę pokoju Niemcy i UE oddadzą mu wszystko, no, może nie wszystko, ale zwiększenie rosyjskiej obecności w naszym regionie to już tak. Test Putina wychodzi mu nieźle. Europa ma podzielone interesy, wisi z energią coraz bardziej na Rosji, a ta buja tym sznurem. Kreml poszerza swoje włości, Zachód apeluje i wyciągnie zaraz kredki w ramach protestu, zaś właściwie jedynym krajem obłożonym europejskimi sankcjami jest… Polska.
I w tej sytuacji goście, którzy usłali Putinowi czerwony dywan do agresji oskarżają… antyszczepionkowców o sprzyjanie Putinowi, za niedługo pewnie o wywołanie wojny. To taka zabawa w łapaj Putina!”. Ja wiem, że mordowaliśmy staruszki, zatykaliśmy szpitale a rubelki płynęły. Ale wrobienie całego towarzystwa w wojnę na Ukrainie, kiedy się samemu ją sprowokowało, pobłażając gangusowi, to już taka przesada, że widać na kilometr grubość nici, jakimi to jest szyte.
Deficyt paniki
Wojna, wojną, a u nas i tak (a może właśnie dlatego, że nie słychać w tym zgiełku) młyny sanitaryzmu kręcą powoli swoje żarna. Niedługo wejdzie w życie nakaz szczepienia medyków. Tak, tą szczepionką, która ma taką skuteczność, że Iran, obdarowany przez nas z milionem szczepionek z wielu mionów co nam zostały (w styczniu 2022 dokupiliśmy 7,5 miliona samej Moderny) – właśnie je nam zwrócił. Ja rozumiem, że wielu sanitarystów będzie walczyć do ostatniej strzykawki, by jakaś tam wojna nie umniejszyła ich roli, do której przywykli. Ja wiem, że dawni eksperci kowidowi, którzy nie wychodzili ze studia, dziś tęsknią po domach „niepotrzebni światu”, bo w ich studyjnych fotelach rozsiedli się eksperci wojenni. Ale po co wciąż to ciągnąć z tym kowidem? Sprawa się wydała, jeszcze jacyś kowidowi partyzanci walczą po lasach, ale życie poszło już dalej.
I okazuje się, że mamy kolejny ciekawy trend. Media rozpasane kowidową histerią jak już podmienią pandemiczny temat to musi być coś co przebija ten dotychczasowy. Wojna wystarczy, ale co jak się skończy? Czym ją przebijemy? Musi to być coś jeszcze bardziej spektakularnego i aż się boję co to może być, bo wyobraźni mi nie starcza – czym można przebić wojnę. A trzeba będzie czymś i to w dawkach rosnących. Cywilizacja jest na narkomańskim poziomie paniki i by zabić ten deficyt potrzebne będą coraz większe dawki. Bzdur. Takich jak artykuł pana redaktora z Rzeczpospolitej.
A teraz muszę kończyć, bo przyszła iskrówka z instrukcjami. Wzrok się psuje i coraz trudniej się czyta te robaczki nazywane przez nas cyrylicą…
Jerzy Karwelis
Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.